Najdroższa

Najdrozsza_Zolcinska

„Najdroższa” Wandy Zółcińskiej, wyd. Prószyński i S-ka

Dawno żadna polska książka mnie tak nie urzekła. Wanda Zółcińska opisała cały lęk i smutek pokolenia 30-latków (ale i 40-latki się na ten nawias łapią), zmuszanych do konfrontacji z realną odpowiedzialnością – chorobą, śmiercią bliskich, utratą. Bezustannie mielą w sobie uczucie winy wobec tych, którzy odchodzą z ich życia. A ci ulatniają się z niego powoli, do końca próbując trzymać swoich potomków w ryzach toksycznych relacji z dzieciństwa. Bohaterka „Najdroższej” to atrakcyjna singielka, pracująca w znienawidzonej przez siebie korporacji, uwikłana w miłosny trójkąt. Opiekuje się w szpitalu (a potem w domu starców) umierającą matką i jej kotem. Żyje też pod presją ciągłej konieczności dokonywania wyborów i określenia się w związkach z dwoma mężczyznami, z którymi się spotyka, z ich rodzinami, z szefami w pracy, koleżankami, zwierzętami, którymi się opiekuje…

Ale dla mnie książka Zółcińskiej to przede wszystkim opis dojmującego braku. Opis zbiorowego stanu uczuć, w którym strach przed podejmowaniem decyzji, samotność, wina i brak jasno nakreślonych ram społecznych zachowań wobec śmierci tworzą pokoleniowy manifest wycofania z życia. Trochę manifest bezradności, a trochę arogancji. Manifest naszej beznadziejności i sprzeciwu wobec świata, który próbuje narzucić nam pewne normy. Wiemy, że te normy są sztuczne, okropne, nie pasują nam lub są za ciasne, ale własnych jeszcze przecież nie stworzyliśmy. Więc uciekamy im, uciekając też sobie, w światy, które łudzą pozornym bezpieczeństwem.

„Najdroższa” to też próba osadzenia się autorki we własnym języku literackim – poetyckim, delikatnym, ujmującym zaskakującą i nienachalną metaforą. Nie jest to, wbrew pozorom, łatwa lektura: wyrwane fragmenty życia w domu opieki paliatywnej mieszają się z krótkimi, uchwyconymi w poetyckie porównania stanami uczuć. Laboratoryjny chłód i precyzja języka, w totalnej kontrze do rozpaczy bohaterki, dają dość mocny obraz alienacji. To proza przejrzysta i krystalicznie czysta, ale pod powierzchnią rozedrgana i krwista: częste równoważniki zdań, krótkie, rwane, niemal cynicznie wybrzmiewające frazy, struktura języka z zadziwiającą łatwością poddająca się emocjom bohaterki – jest to książka, którą będziecie odkładać i znów po nią sięgać. Magdalena Tulli, jedna z najwybitniejszych polskich pisarek i mistrzyni polszczyzny literackiej, rekomenduje tę książkę, i myślę, że nie jest to tylko jej grzecznościowy ukłon w stronę młodszej koleżanki. Czyta się Żółcińską bardzo dobrze, podobnie zresztą jak ostatnią książkę Tulli „Szum”, z którą „Najdroższa” nosi zresztą pewne pokrewieństwo językowe. Ten debiut wyrwał mi trochę trzewi, owszem – ale właśnie dlatego pochłonęłam go z prawdziwą przyjemnością.