Jak dla mnie, wszystko w tej płycie, krótko zatytułowanej „Martwe” jest doskonałe: począwszy od okładki (aut. R. Kobierski/M. Markiewicz) po muzykę. Wojciech Brzoska, znakomity katowicki poeta, już wcześniej nagrywał podobne płyty w różnych kolaboracjach – zawsze był to podkład muzyczny i głos Brzoski. Nie inaczej jest tym razem. Z jednym wyjątkiem. Teraz Brzoska stworzył trio Piksele. Dobrał sobie jednego współpracownika – trębacza Marcina Markiewicza/Cozerskiego i jednego producenta – Arbuza Arbuzińskiego, lekko oszczędzając materię muzyczną (mamy tu do czynienia z elektroniką, nawet w wydaniu trip-hopowym, lekko „kwasowym”, i z oszczędnie dawkowanym brzmieniem trąbki), a maksymalizując dobór słów – wybitnie trafnych i pełnych niejednoznacznych skojarzeń.
Weźmy choćby drugi na płycie utwór „Słoń”, zaczynający się i kończący się od słów Owidiusza: „Czym jest sen? Obrazem chłodnej śmierci” . Jawa – „najlepsza z wysp” to przecież idealne miejsce dla historii miłosnych, przepełnionych ambiwalentnymi obrazami. Wyrażają one tęsknotę, obawę i są wielką próbą opisania uczuć („Nosisz w sobie mój zapach, sama nie wiesz – we włosach czy na palcach”). Są także obrazem lęku przed zerwaniem między tym światem, tak dobrze nam znanym, a światem, który minął, światem umarłych – niepoznanym, a przez to obcym i być może wrogim.
Wielkim epitafium dla odchodzącego już świata urzeczywistnionego, z którym każdy z nas ma do czynienia, staje się pierwszy na płycie, tak znaczący współcześnie utwór, zatytułowany „Wuhan”, w którym wielokrotnie powtarzana zwrotka o krwi zwierząt z Wuhan wbija się w mózg, niczym jakaś dziwna, egzotyczna rota. Jej wydźwięk musi szokować także w obliczu światowego dramatu, z którym wszyscy mamy do czynienia od blisko roku. Dramatu wypełnionego naszą, ludzką śmiercią i odchodzeniem, w którym rzadko kiedy i rzadko kto pomyśli o dramacie zwierząt gdzieś tam daleko – jakby nas to wcale nie dotyczyło. Brzoska przeprowadza bardzo dobitną egzegezę tego cierpienia zwierząt i łączy je z naszym cierpieniem, pokazując, że wszyscy – i zwierzęta i ludzie – jesteśmy jednym ciałem na osi mitycznego czasu.
W „Ciszy” i moich ulubionych, tak bardzo umuzycznionych „Figurach” Brzoska przepięknie deklamuje między innymi o miłości. Mówi: „We wczorajszym pasażu umarłych byłaś dla mnie rozlaną pod balkonem tęczą benzyny”. Sztuką, którą posiadł Brzoska w wybitnym stopniu, a którą oddaje nam w 100 proc. na tej płycie jest umiejętność pisania o miłości i o uczuciach poprzez opis oddalenia, opis przyrody, opis pozornie obojętnego świata, który niezmiennie przetacza się przed naszymi oczami. Tak udaje mu się składać słowa w „Skoku”.
Ostatnia na płycie „Śmierć na żywo” to także melodeklamacja o minionym i o tęsknocie za nim. Czy taka płyta mogłaby powstać, gdyby nie odosobnienie, związane z pandemią? Wątpię. Na żadnej z płyt Brzoski do tej pory śmierć i tęsknota za czasem minionym nie odgrywała takiej roli jak na tej płycie. Nie tylko bardzo udanej, ale wręcz modelowo wpisującej się w tętniącą ciągłą zmianą współczesność, w którym wszystko może nas tylko zaskoczyć. Bardzo polecam wszystkim tę płytę, jak również dwa tomiki Wojtka Brzoski, które wyszły w nieodległych od siebie terminach na Śląsku: w Bibliotece Śląskiej światło dzienne ujrzał datowany na 2021 r. tomik „Plejady”, a wcześniej kolejna książka poetycka Brzoski, zatytułowana „Ucho Środkowe”.
Piksele „Martwe” 9/10
Wyd. Czarprysł 001, 2020.
