Karlheinz Stockhausen (1928 – 2007)
Dziś dwie perełki, które dostałam od niezrównanego wydawnictwa Bółt Records: „Stimmung” Karlheinza Stockhausena i „Birthday party”, poświęcone Włodzimierzowi Kotońskiemu, a raczej jednemu z jego utworów w rocznicę powstania: „Etiuda na jedno uderzenie w talerz”.
Pierwsze wydawnictwo zachwyca bogactwem głosów, użytych w tej skrajnie minimalistycznej muzyce. I nic dziwnego, bo w tytule chowa się niemieckie słowo „Stimme”, które oznacza głos. Stockhausen napisał „Stimmung” w lutym i marcu 1968 r. na Long Island. Erotyczne wersy powstały rok wcześniej i były następstwem płomiennego romansu kompozytora z Mary Bauermeister, Niemką, kojarzoną z nurtem Fluxus. To jej, już jako żonie, zadedykował Stockhausen utwór. Kompozycja została rozpisana na 6 głosów i wymagała specjalnej techniki wokalnej (śpiewu podtonowego), jak również totalnego zjednoczenia głosów. Autor przedstawił nawet precyzyjną instrukcję obsługi partytury. Każdy z artystów mógł sobie wybrać z ośmiu (kobiety) lub dziewięciu (mężczyźni) rytmicznych modeli wokalnych. Każdy mógł sobie także wybrać jedną z magicznych kart z nazwami bóstw z różnych religii. A wszystko to by stworzyć sekwencję płynnych 51 formuł (sekcji), a każda z nich była prowadzona przez innego wokalistę – koryfeusza chóru. Dzięki tym zabiegom i dzięki użytym tu alikwotom, obraz wokalny utworu co prawda zmienia się i zyskuje z czasem na intensywności, ale daje wrażenie, jakby jakaś nieznana siła wciągała nas w trans i pochłaniała. Ma się wrażenie obcowania z czasem mitycznym, zawieszonym w próżni, jak u Bruno Schulza czy Franza Kafki. Stockhausen lubił komentować własne utwory, nie stronił także od tego, by opisać „Stimmung” takimi słowami: „Stimmung” to z pewnością muzyka medytacyjna. Czas jest w niej zawieszony. Słuchacz słucha wnętrza muzyki, wsłuchuje się w harmoniczne spektrum dźwięków, we wnętrze głoski, we wnętrze po prostu”.
Mimo, że utwór wymaga specyficznej techniki wokalnej, akustycznej aury i szczególnego rodzaju filozofii, słucha się tego wspaniale. Miałam wrażenie absolutnego wyobcowania z czasu, splecenia się z aurą dźwiękową, poszukiwania i słuchania głosu w sobie i w otoczeniu. To wrażenie wewnętrznej i zewnętrznej harmonii. Klasyk sam w sobie. Warto podkreślić doskonałe wykonanie, które dostarczyli muzycy polskiego zespołu proMODERN. Ich wokalista, Piotr Pieron napisał o „Stimmung” w książeczce dołączonej do płyty: „To delikatna, naturalna kompozycja. Muzyka Mozarta jest bardziej wymagająca”. Poniżej duńskie wykonanie Theatre of Voices pod dyrekcją Paula Hillera:
Druga z płyt jest właśnie taką bardziej wymagającą propozycją. To zapis koncertu. Wszystkie kompozycje tworzą wariację na temat „Etiudy na jedno uderzenie w talerz” W. Kotońskiego z 1959 r. Uderzające jest to, że wszystkie wykorzystują sztuczne procesy powstawania dźwięków na równi z tymi naturalnymi. Sam Kotoński połączył tutaj technikę konkretną z serializmem. Wówczas ten utwór, prezentowany podczas Warszawskiej Jesieni, stał się zarzewiem nowego ruchu w muzyce elektronicznej i otworzył nowe ścieżki w polskiej muzyce współczesnej. Kompozycja ta wynika z fascynacji Kotońskiego technologią, nie inaczej jest z kompozytorami, którzy nagrali swoje utwory w hołdzie Kotońskiemu na tej płycie. Przykładem może być utwór Teoniki Rożynek, zatytułowany „Etiuda na mechanizm klamki i jedną sprężynę”, w której wykorzystywany jest mechanizm otwierania drzwi. „To historia otwierania drzwi, pewien voyeryzm, uprawiany przez dziurkę od klucza i odpowiedzialność jaką ponosimy, kiedy decydujemy się przez nią zajrzeć”, opowiada kompozytorka w książeczce do płyty Jackowi Hawrylukowi (rozmowa zarejestrowana dla Polskiego Radia w styczniu 2019 r.). Swoistym prezentem na 60. urodziny utworu dla wybitnego kompozytora może być dzieło Cezarego Duchnowskiego z 2016 r. zatytułowane „Etiuda na drugie uderzenie w talerz”, które kończy się wersją tego utworu wykonywaną przez Małe Instrumenty na akustycznych zabawkach i bez uderzania w talerz. Bo małe rzeczy są piękne – kończy swój wpis w książeczce Jacek Hawryluk. Zaiste, to prawda. Małe formy, takie jak te, zaprezentowane na tej płycie, mogą przywoływać określone sentymenty i chęć współuczestniczenia w tych niewielkich, przeznaczonych na określoną grupę instrumentów i ich sztucznych odpowiednikach utworów.
Bardzo przypadła mi do gustu kompozycja Huberta Zemlera „Kołysanka o B20”. Pomysł polega na przetwarzaniu pojedynczego uderzenia w talerz i organizowaniu całego utworu wokół tego uderzenia. I oczywiście wersja „Etiudy na drugie uderzenie w talerz” Małych Instrumentów – niewielkie cacko, a brzmiące szalenie oryginalnie, właśnie dzięki koncepcji użycia takich, a nie innych instrumentów. Jak widać po tej płycie, w perkusjonaliach, czy to generowanych naturalnie, czy sztucznie, tkwi wielka siła, o czym świadczy fascynujący utwór Tomka Mirta „Disintegration of Artificial Idiophones”, w którym świat brzmień analogowych i cyfrowych został sobie przeciwstawiony. Warto posłuchać i wyrobić sobie opinię o tych brzmieniach.
Włodzimierz Kotoński (1925 – 2014)