Pisałam już kiedyś o tym, że lubię wydawnictwa Bołt Records, bo zawsze zaskakują świeżym spojrzeniem na muzykę współczesną. Zawsze są w awangardzie przemian tej muzyki w tkance współczesności.
Dziś krótko zaprezentuję dwie nowe płyty, które do mnie dotarły z Bołta. Pierwsza z nich to „Encumbrance” Zbigniewa Karkowskiego, wykonywane przez zespół „Gęba” w różnych składach, zależnie od tego, w której części występują. Bo płyta jest podzielona na dwa różne wykonania tego samego utworu, w pierwszym z nich partia elektroniczna i prowadzenie przypadły Wolframowi, w drugim – Constantinowi Poppowi. W obu przypadkach zespoły prowadzi Antoni „Baskak” Beksiak, znany animator życia kulturalnego. Jak piszą wydawcy – Encumbrance (‘utrudnienie’, ‘przeszkoda’) w postaci „bytu intencjonalnego” składa się ze szkicowej partytury, pisemnej instrukcji oraz jednej przykładowej próbki dźwiękowej.
Co jest zatem ciekawego w tej płycie? Porównanie dwóch wykonań, dwóch różnych podejść do elektronicznej i głosowej materii. Generator, zespół wokalny, drony, naddźwięki, glissanda, hałas, chaos, przester, jeszcze raz wokal. Wydaje się tego za dużo na raz, a jednak zespołowi udaje się utrzymać całość w ryzach. Od niskich dźwięków z generatora, przez męskie drony w bardzo niskich rejestrach i żeńskie cichutkie wokale w wyższych przez elektroniczne glissanda, szum, elektroniczne przestery po wysokie głosy żeńskie w końcówce utworu, podzielonego na cztery części. Klamrą spinającą utwór są naddźwięki, czy raczej taka ich formuła, by nie sprawiały wrażenia niczego normalnego. Bo i niczego zwykłego w tej muzyce nie ma.
Nieżyjący już autor „Encumbrance” Zbigniew Karkowski zażyczył sobie nawet specjalnych starego typu generatorów elektronicznych sinusowych Bruel&Kjaer, które były jedynie w dyspozycji Studia Eksperymentalnego i udało się je ściągnąć na potrzeby nagrania tego utworu z Polskiego Radia dzięki inżynierowi Wojciechowi Makowskiemu. Wszystkie techniki wokalne, użyte na nagraniu, zostały zweryfikowane przez zespół we współpracy ze Zbigniewem Karkowskim w grudniu 2009 r.
Pomysłodawca albumu, Antoni „Baskak” Beksiak (na obrazku u góry strony) jest jednocześnie propagatorem technik rozszerzonego śpiewu w Polsce i autorem „Gębofonu” – programu muzycznego poświęconego tym technikom. W książeczce do płyty pisze, że premiera „Encumbrance” miała miejsce 6 grudnia 2009 roku podczas 6 edycji spotkań Gębofonu w Centralnym Basenie Artystycznym Warszawie. „Gęba”, którą słyszymy na płycie, to zespół prowadzony właśnie przez Beksiaka. Udało mu się ociosać i wydobyć kształt tej grupy ludzi z eventów beatboxingowych, z programu „Gębofon”, który był częścią organizowanego przez Beksiaka festiwalu Turning Sounds. W „Gębie” udziela się choćby znana już szerzej Maniucha Bikont, czy Maria Puzyna, Tetiana Sopiłka, Agata Wróbel, Karolina Szulejewska, Justyna Czerwińska, Dominik Strycharski, Sławomir Wojciechowski, Michał Ziółkowski, Łukasz Wójcicki, Remigiusz Mazur-Hanaj, Aleksandra Klimczak, Grzegorz Milczarczyk.
Ponieważ na płycie Beksiak i producentka Kasia Świetochowska zamieścili dwie wersje utworu, różniące się partią instrumentów elektronicznych, na usta naturalnym biegiem rzeczy ciśnie się pytanie, która ciekawsza? Obie – i ta w wykonaniu Wolframa (MSN) i ta w wykonaniu Constantina Poppa (Nowy Teatr) są ciekawe, ale ta pierwsza ujmuje szacunkiem do głosu ludzkiego i ścisłym podziałem na wokal męski i żeński. Jest po prostu bardziej tradycyjna, a co za tym idzie wpływa to na kształt i klarowność przekazu. Wszystkie elementy, nawet najbardziej odjechane, są spójnie połączone, a żaden z użytych środków wyrazu nie razi.
Ta druga wersja, Poppa, jest bardziej elektroniczna niż można to sobie wyobrazić, a przez to bardziej futurystyczna. Nie wiem, czy to mi odpowiada, za to miało wpływ na to, że przekaz jest bardziej intymny, wokale schowane, wtopione w elektronikę – czasem brzmi to jak u najlepszych mistrzów neotonalności. Jeśli jednak już słuchać tej niełatwej w odbiorze płyty, to w całości, bez podziału na wersje, dając sobie właśnie możliwość ich porównania. Karkowski został dość późno odkryty w Polsce, można było go podsłuchać ostatnio na krakowskim Sacrum Profanum. Szkoda, że tak późno, za to teraz mamy podwójny powód, żeby sięgnąć po tę niezwykłą płytę.
Drugi album, który do mnie trafił z Bołta, to debiut formacji TRIO_IO, utworzonej przez Zofię Ilinicką (flet), Łukasza Marciniaka (gitara elektryczna) i Jakuba Wosika (skrzypce). Płyta nosi tytuł „Waves” i jest dość skomplikowanym w odbiorze, dynamicznym zapisem spotkania trzech różnych indywidualności. Są tu różne inspiracje, bo i ludowa, i jazzowa, i fascynacja muzyką na instrumentach preparowanych i inspiracje dokonaniami awangardzistów – słowem muzyka nowa.
Zapis to dość niezwykły, bo temu skromnemu zespołowi udaje się niejednokrotnie brzmieć jak całej orkiestrze. W otwierającym płytę „Waves” niepokojące dźwięki fletu wtapiają się w brzmienia gitary elektrycznej, często osiągając wrażenie użycia flażoletów czy nawet dźwięków przesterowanych, co na flecie jest wyczynem nie lada. Podobna sztuka udaje się Ilnickiej na drugim utworze, „Breath”, gdzie kłócąca się z odgłosami natury partia fletu ujmuje motywiką podobną do messiaenowskiej (podobnie jest w ostatnim utworze, „K.”).
Kolejne utwory przynoszą pozorne uspokojenie, w większości partii flet dialoguje ze skrzypcami i gitarą. Łukasz Marciniak ma także sporo do powiedzenia na tej płycie. Znany mi już wcześniej z zespołu, który tworzy z Wojtkiem Brzoską i Marcinem „Cozerem” Markiewiczem, nadaje narracji albumu niepokoju i swoistej ambiwalencji: z jednej strony ta gitara elektryczna jest tłem (jak w „Shoal”), z drugiej wybija się na plan pierwszy (jak w „Breath”, „El” czy „Unrest”). Jakub Wosik z kolei pokazuje pełnię swoich wiolinistycznych umiejętność w solu w „Respiration”.
Szalenie podoba mi się takie pomieszanie gatunków i narracji, jak obserwuję na tym albumie, z jednej strony – prymitymistyczne, ludystyczne, z drugiej szalenie akademickie, w dobrym tego słowa znaczeniu, tworzące w każdym utworze opowieść od A do Z. Motywika bywa tu nawet orientalna, tajemnicza, co niweluje prostota i tradycyjność formy – podzielone osobnymi tytułami 9 kawałków. Każdy z instrumentów do maksimum wykorzystuje swoje możliwości i to też jest ujmujące tutaj. Każdy z nich też czasem brzmi jak głos ludzki, co nie jest bez znaczenia, wziąwszy pod uwagę, że te głosy mają do opowiedzenia 43 minuty historii. To muzyka współczesna z najwyższej półki, przynosi niepokój i odprężenie zarazem, niesie nas przez las napięć, by pod koniec odpłynąć w niebyt. Zalecam!
Karkowski/Encumbrance/Gęba, 2019, Bołt Records, 8/10
TRIO_IO „Waves”, 2019, Bołt Records, 8/10
Klikając na poniższe linki można zapoznać się z tą muzyką: