Fletowisko Bjork

Screen-Shot-2017-10-31-at-14.45.51-588x440

 

Na dziewiąty album Bjork, „Utopię”, trudno patrzeć inaczej niż jako na głos pełen nadziei, wyłaniający się z mroków poprzedniej płyty, „Vulnicury”.

Tam mieliśmy do czynienia z emocjonalnym mrokiem, podbitym chóralną polifonią – tu z jasnością, którą wieszczą aranżacje (rozpisane na 12-osobowy zespół flecistek islandzkich). Przez lata Bjork przyzwyczaiła nas do wysokiego poziomu swoich płyt, z których tylko nieliczne bym sobie darowała. Tak samo jest z „Utopią”. Bjork bawi się na niej nietypowymi harmoniami i rytmiką, w czym wydatnie pomaga jej elektroniczny producent i DJ Arca (Wenezuelczyk Alejandro Ghersi), a także wręcz uwielbia eksperymenty z instrumentarium i aranżami.

Zresztą dowód na to, że kocha eksperymentowanie dała choćby na „Volcie” czy gorzej od „Utopii” przyjętej „Vulnicurze”. Tym, co mnie przy niej trzyma, jako wiernej fance, jest umiętność burzenia zastanego ładu, głównie we własnej muzyce. I czy robi to za pomocą współczesnych chórów, czy harf, czy cięższych muzykologicznie argumentów, w postaci niemal cytatów ze Steve’a Reicha lub Oliviera Messiaena, jak w tym wypadku, zawsze wychodzi na tym dobrze. Nie inaczej jest tym razem. „Arisen My Senses”, rozpoczynające płytę, to dobry przykład na to, dlaczego Bjork wciąż jest jedną z najbardziej znacznych postaci w świecie popkultury. Utwór rozpoczyna się śliczną melodią,w  tle której słyszymy harfy i fortepian, ale już po chwili wokal zaczyna się multiplikować, a rytmy i wątki nakładać na siebie. To zresztą jedna z jej najlepszych piosenek od lat.

Nawet najbardziej popowy utwór na płycie, „Courtship”, tak jak fletowe „Tabula Rasa” czy tytułowa „Utopia”, pokazują, że Bjork zawsze nagrywa płyty tematyczne, zawsze chce mieć coś więcej do powiedzenia niż reszta mniej zaangażowanych artystów. I tak „Tabula Rasa” mówi nam o – jak to ujęła w wywiadzie – jej najskrytszych pragnieniach: umiejętności wymazania grzechów naszych przodków, głównie – mężczyzn. “Tabula rasa for my children/ Not repeating the fuck-ups of the fathers/ For us women to rise and not just take it lying down.”, śpiewa, mając na myśli także swoją prywatną wojnę z facetami. Tytułowa „Utopia”, na której słuchamy odgłosów egzotycznych ptaków z Wenezueli, to świat, w którym jest miejsce tylko dla kobiet i ich dzieci, dalekie od dręczących nas problemów. Wątki swoistego matriarchatu, scalające kilka tekstów z tej płyty, to znak rozpoznawczy obecnej Bjork i tego albumu. Ale jest on przede wszystkim wielką pieśnią o odradzającej się na nowo miłości i jej sile.

W „Blissing Me” Bjork śpiewa właśnie o niej – o esemesowaniu do siebie, o dotykaniu się, o pożądaniu. O tym, że ma ją mieć właśnie ten mężczyzna, którego kocha i który jeszcze jeden raz będzie chciał ją mieć. Z drugiej strony, „Utopia” to album o miłości lekkiej, bez konsekwencji i konwenansów. Nie bez przyczyny Bjork zasugerowała, że ta płyta to jej „Tinder-album”, jak słyszymy na „Courtship”. Bjork kocha na tym albumie tak bardzo, że miłość staje się osią (jej) wszechświata. Nie przeszkadza jej nawet stechnologizowanie miłości. Niektórzy będą wybrzydzali na to, ale mam wrażenie, że tylko dzięki temu wzmożeniu emocjonalnemu powstały utwory takie, jak przepiękna, futurystyczna ballada „The Gate”, w którym tytułowe wrota otwierają się na nowe uczucie, zamykając mrok dawnych.

Bjork nie byłaby też sobą, gdyby nie wróciła też do miłości do natury i nieuchronności przemijania – to też jeden z symboli obecnych w jej muzyce. Tu głównie w utworze „Body Memory”, gdzie śpiewa: „I’ve been wrestling with my fate/ Do I accept thing ending? Will I accept my death?” Blisko 10 minutowa piosenka przynosi dosłownie wszystko – biblijne wezwania chórów, futuryzm, odrealniony głos Bjork, awangardowe eksperymenty z aranżacjami.

Wady? Długość albumu – 72 minuty – i powtarzalność niektórych motywów, jak np. tych bjorko-centrycznych wątków o ojcu własnego dziecka („Sue Me”) czy tych, które, jak we „Future Forever” zaburzają idealną lirykę, z jakiej znamy artystkę z innych płyt. Końcówka albumu jest już nużąca, ale w sumie jak na taką ilość materiału Bjork i tak dzięki tej płycie pozostaje dla mnie uosobieniem artyzmu we współczesnej popkulturze.

„Utopia”, Bjork, Mystic Production, 7/10

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s