Lorde
Oto ukazują się kolejne piosenki z nowej płyty „Melodrama” Lorde. Były już „Liability”, „Green Light”, „Perfect Places”. Właśnie opublikowała kolejną, zatytułowaną „Sober”, w której główną rolę gra syntezator. Ten styl dance jest bardzo mocnym wyznacznikiem utworu i całej płyty, ciekawe, jak zabrzmi na festiwalowych scenach.
Podoba mi się ten utwór, bo muzycznie jest w stylu dawnej Lorde – zawadiackiej i pod prąd. Tekst jednak jest już dojrzalszy niż w piosenkach na pierwszej płycie. Opowiada o królu i królowej nocy. „It’s time we danced with the truth” – śpiewa Lorde. Czas spojrzeć prawdzie w oczy. Lorde pisze o tym utworze, że był dla niej tak ważny, ponieważ czuła, że to pop, jakiego wcześniej nie słyszała – ta perkusja i to dziwne synkopowanie głosem. „Myślę, że wyraziliśmy emocje jasno – są tu i triumf młodości, i potrzeba zaimponowania komuś, a potem wstyd.”
Trochę tęsknię za tamtą dawną szczeniacką Lorde. Ale z drugiej strony może na nowej płycie znajdą się takie doroślejsze piosenki, jak o tym, że można kochać jeszcze raz kogoś, kogo się kiedyś miało mieć, ale się nie udało – trochę jak na „Green Light”, podbitym szybkim, mocnym pulsem?
Nie inaczej jest w „Perfect Places”, którą The Rollingstone nazwał egzystencjalnym hymnem imprez i wyraził się pochwalnie o nim. Lorde, już w ciemniejszej tonacji, śpiewa tu o dramatach imprezujących nastolatków, dochodząc do wniosku, że doświadczenia, związane z narkotykami i piciem na imprezach mogą prowadzić na manowce, chociaż na początku budzą euforię.
Premiera płyty 16 czerwca. Dwa tygodnie po niej Lorde zawita pierwszy raz do Polski, da koncert na Open’erze.