Janusz Gajos w roli cynicznego prokuratora w „Body/Ciało” (reż. Małgorzata Szumowska)_
Serio, jestem nawet przejęta Złotym Lwami na festiwalu gdyńskim dla fimu „Body/Ciało”Małgorzaty Szumowskiej. Przyznaję, że kiedy pierwszy raz go oglądałam, zaklasyfkowałam go jako intymny eksperyment, który ma szansę przemówić do pewnego grona, natomiast… Tak, miałam wtedy wątpliwości, czy ten karmeralny film, tak zawstydzająco i szczerze opowiedziany oraz zagrany (ukłony dla Mai Ostaszewskiej i debiutantki Justyny Suwały), może podbić polską publiczność. Myślę, że wydawało mi się wówczas, że nie jesteśmy jeszcze gotowi na takie kino: zwyczajne, a zarazem wzniosłe. Kino, które przenosi w nowy wymiar wszystkie pytania o byt, które kiedyś zadał już Kieślowski.
Dopiero rozmowa z reżyserką odsłoniła mi pewne nowe tropy, które sprawiły, że zaczęłam mocno wierzyć w sukces „Body/Ciało”.
Po tym wywiadzie z Szumowską, przeprowadzonym na długo przed jej triumfem na Berlinale (Srebrny Niedźwiedź dla najlepszego reżysera) stało się dla mnie jasne, dlaczego nakręciła taki film i co on w ogóle dla nas, Polaków oznacza. Z zaskoczeniem przyjęłam fakt, że nie mogę uwolnić mózgu od ciągłego szukania odpowiedzi na różne kwestie poruszone w nim. Że zastanawiam się nad naturą inspiracji artysty. Myślę o tym, ile o nas mówią te śmieszne i tragiczne postacie, zaludniające ekran i dokonujące paradoksalnych wyborów. A może właśnie wtedy zszedł ze mnie, jak powietrze z nadętego balonu, przymus oceniania w kategoriach polsko-polskich, a zaczęłam patrzeć na niego jak na wielowymiarową i wieloznaczną historię?
Drugim momentem, który uświadomił mi, że prawdopodobnie jest to nasze najmocniejsze kino od lat, i to formatu światowego, był kwietniowy seans w Cinemacity, na którym poszłam trochę z braku laku. Ale też chciałam sprawdzić, co przepracowałam z „Body/Ciało” w głowie po dwóch miesiącach od tego pierwszego razu. Weszłam i zdumiona popatrzyłam na salę nabitą po brzegi – a było to już miesiąc po premierze, więc na pewno na widowni nie siedziała przypadkowa niedzielna masa. Zrozumiałam, że i oni szukają tu jakichś odpowiedzi. Do wtedy „Body/Ciało” obejrzało 233 tysiące ludzi.
Po tym drugim seansie uświadomiłam sobie, że u Szumowskiej nie chodzi o skojarzenia jej filmu z pewną trudną problematyką społeczną („oezu, znów ta Szumowska patosi jak flaki z olejem”, „Nuda zieje z ekranu, przestrzegam przez tym filmem, szkoda czasu i pieniędzy, lepiej poczekać i obejrzeć w TV” – arcylogiczny wpis z forum „Polityki”). Ani o rzekomy manieryzm i chęć szokowania (w rzeczywistości jest to bardzo prostolinijna, poukładana i zwyczajna osoba). Ani o tematy uważane u nas powszechnie za wydumane oraz artystowskie, które w naszym mniemaniu mogą być zrozumiałe dla intelektualnej publiczności festiwali na dalekim i postępowym Zachodzie, ale nie dla zatwardziałych serc i mózgów konserwatywnych Polaków. Śmieszne, lecz to ostatnie to zresztą pogląd samej Szumowskiej a rebours. Teraz, po Złotych Lwach w Gdyni, będzie miała szansę go zweryfikować. Sądzę, że wielkość jej kina nie da się w ogóle zmierzyć danymi box office’ów, ani żadnymi danymi liczbowymi, do czego zresztą zmierza sama „Szuma”. Najważniejsze w nim jest to, że opowiadając o Polsce, sprawdza się pod każdą szerokością geograficzną. Oby moment, w którym mówi coś prawdziwego o nas samych, był i dla reżyserki dobrą wróżbą. Życzyłabym sobie, żeby ten film załapał się do pierwszej oscarowej piątki. Może wreszcie pokazalibyśmy w Hollywood film o Polakach i polskiej rzeczywistości. Tego bym też życzyła Szumowskiej i nam.
Ps – errata: komisja konkursowa polskich „kandydatów” do Oscara miała wybór jedyny z możliwych – film Jerzego Skolimowskiego, i raczej z przyczyn formalnych nie mogła podjąć innej decyzji, niż ta (decyzja o udziale należała do producenta). Żałuję bardzo, bo uważam, że w świecie powinno nas reprezentować oryginalne kino, opowiadające o Polsce.
Małgorzata Szumowska