Hoszpital, „Weszoło”, wyd. Thin Man Records, 2015
Bez obaw. To nie płyta tylko dla przewlekle chorych, czy wariatów, lecz po prostu – dla zwykłych ludzi, dla każdego. Ale związek z medycyną, zgodnie z nazwą zespołu ma, bo naprawia uczucia. Albo przynajmniej próbuje, grzebiąc w nich, podcinając i zszywając na powrót. To jednak przyjemna terapia, zapewniam. A przy okazji jeden z najciekawszych debiutów w polskiej alternatywie w tym roku. Posłuchajcie:
Trio Hoszpital powstało w 2012 roku. Założyli je: Michał Bielawski, gitarzysta z Poznania (obecnie także lekarz stażysta), Adrian Borucki (perkusja) i Mateusz Majczak (bas). Równo rok temu wydali ciekawą EP-kę „Szmutno”. Przez pewien czas szukali wydawcy, w końcu znaleźli – kuźnię talentów ostatnich kilku lat, takich jak UL/KR czy Drekoty, wytwórnię Thin Man Records. Tam i dopiero teraz ukazał się ich pełnoprawny debiut. Czyli krótki, złożony z ośmiu utworów „Weszoło”. Krótki, ale mocny i spójny.
Gitarowa nostalgia wciąż w modzie, jak się okazuje, ale mało kto potrafi nie popaść w banał, grając na gitarze, śpiewając i pisząc jednocześnie zgrabne piosenki o miłości. Hoszpital to wszystko potrafi, a przy tym także brzmieć świeżo, i to mimo odwołań do przeszłości – do twórczości Republiki, Variete czy gdańskiej/gdyńskiej sceny lat 80 (Bóm Wakacje w Rzymie). Nowofalowe brzmienia raczej zresztą odzywają się tu dość dalekim echem, jak napomnienie o genealogii wciąż obecnego na tej płycie smutku, niż są dosłownie przepisywane. Krótkie, powtarzane w ramach zwrotki motywy, porwane na na rytmicznie skandowane tercje („Anuluj”), prowadzą głównie słowa, a gitary są mocno podporządkowane melodiom.
Głos Michała dobrze uzupełnia wokal Joanny Bielawskiej, jego utalentowanej żony (Asia i Koty), która także gra tutaj na fortepianie. Jej delikatny głos, przestrzeń w tle, sample – to wszystko mi przypomina o innym debiucie sprzed lat, do którego wciąż wracam, sopockiej formacji Kobiety. Też słychać w ich graniu charakterystyczną dla ludzi morza melancholię.
Ktoś napisał, że nad tym albumem unosi się duch Grzegorza Ciechowskiego, i to prawda, ale niecała. Michał Bielawski być może nieświadomie (lub świadomie) używa poetyki i frazy Ciechowskiego, jak tutaj: „będziemy pić sobie z ust/ będziemy pić siebie z ust/ potem zjemy się na raz („Głód”) albo tu: „całe ciało bólu anuluj” („Anuluj”). Czasem da się wyczuć tu mrok bydgoskiej apokalipsy, jakby wprost spod palców Grzegorza Kaźmierczaka z Variete – weźmy cudowne „Owady” czy „Warzywa i owoce”:
„to co masz w środku to miej
nie musisz siebie się bać
to co masz w środku to miej
to co jest w głowie to jest
nie musisz się tego bać
to co jest w głowie to jest
biegniemy na manowce
warzywa i owoce
na palcach włosy plączesz
zmieniamy dziś proporcje”
Ale nie jest to żaden przeżuty wieszcz, tylko udana poezja własna, o czym świadczą też wcześniejsze teksty z EP-ki („nie wychodzą nam orgazmy”). Bielawski pisze świetnie, ma rzadki w muzyce dar poetyckiego skrótu, a przede wszystkim, jako nieuleczalny wrażliwiec, umiejętnie tropi związki muzyki i ciała, jako narzędzia bólu, szczęścia, ewolucji (człowieka i świata), braku, rozpadu. Tylko, że na tej płycie rozpada się w ostateczności właśnie, i na powrót składa dusza, nie ciało. Jego, moja, twoja.
Teksty Hoszpitala od wczesnych tekstów pochodzących również z Poznania Much, dzielą lata świetlne. Piosenki Much, i te sprzed ośmiu lat, i te sprzed roku, też są „blisko” brudnego, sponiewieranego ciała, ale Hoszpital, trochę na chłodno, niewinnie i naiwnie, wchodzi temu ciału do środka i prześwietla do imentu. A potem unosi się nad nim i zmierza gdzieś wyżej. Lubię tę bolesną naiwność, właśnie jak z Andrzeja Bursy, którego wiersz „Ja chciałbym być poetą” Bielawski interpretuje tu.
O tym myślę, słuchając ich pięknego debiutu. Jak pogodzić spadające, przeszkadzające ciało, pozbawione snu, chropowate, ze wnoszącą się duszą? Gdy wokół „chorują ściany, choruje tlen”? Gdzieś znalazłam słowa Blelawskiego – że dziś jest lepszy dzień, czyli dzień pozytywnego smutku. To dobrze opisuje stan nieważkości i słodko-gorzki smak tej muzyki. Kiedy słuchałam w domu „Weszoło”, moje dziecko, które teraz zresztą w kółko odtwarza już ten album na głos, z pamięci, powiedziało: „mamo, ten pan co śpiewa, to chyba nigdy w życiu się nie uśmiechnął”. Zaraz jej wytłumaczyłam, że dobrze jest być smutnym z natury i umieć okiełznać ten smutek taką muzyką, jak w rozpoczynającym płytę „ABCDF”. I wtedy znów jest fajnie na świecie.
Od dawna nic mnie w młodej polskiej muzyce tak nie wzruszyło, od A do Z, bez zastrzeżeń, jak „Weszoło”. I naprawdę nie wiem, jak się Hoszpitalowi ta sztuka udała, ale grając w zasadzie głównie smutne dźwięki – nagrali pełen nadziei (a więc może i wesoły?) album. O, tutaj go można (a nawet trzeba) kupić:
Hoszpital
/materiały Thin Man Rec./@Robert Przyszlak/